Puste ulice, ciche kościoły, zatarte przez wiatr ślady stóp. Aż ciężko uwierzyć, że to nostalgiczne niczym senna iluzja miasteczko było niegdyś tętniącą życiem stolicą województwa podlaskiego. Czy pośród ogarniętych ciszą zaułków uda mi się odnaleźć relikty bogatej przeszłości Drohiczyna?
Zostawiam samochód na rozległym parkingu, pustym i smutnym. Auto jest jedynie miniaturowym punktem w tej ogromnej, nieożywionej przestrzeni. Rozglądam się wokoło. Liście na drzewach poruszył delikatny wiatr, nad moją głową bezszelestnie przemknął sznur ptaków, a szarobury, przestraszony kot pojawił się znikąd i donikąd uciekł. Ciekawa jestem, czy w tym osnutym melancholią miasteczku znajdzie się coś, co mnie zaskoczy i wyrwie z nieodpartego poczucia nierealności.
Zza zakrętu wyłaniają się świątynne mury. Górują nad parterowym miasteczkiem niczym latarnia morska u brzegu morza. To pofranciszkański kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, którego początki sięgają XV wieku. Jednak dopiero dwa stulecia później wybudowano murowaną świątynię w stylu barokowym. Drzwi są otwarte, więc wchodzę. Rokokowy ołtarz mieni się mozaiką barw i kształtów. Idealna cisza przerywana jest jedynie szeptem pogrążonego w modlitwie zakonnika siedzącego w przedsionku. Prócz niego nie ma tu nikogo i pewnie nikogo już tu dzisiaj nie będzie.
Nieopodal stoi cerkiew, choć cerkwi swoim wyglądem nie przypomina. Właściwie tylko krzyże umieszczone na dwóch kopułach podpowiadają mi, że nie jest to kościół katolicki. Co innego wnętrze. Bogato zdobione dywany, wielobarwne malowidła ścienne i mieniące się złotem elementy ołtarza nie pozostawiają wątpliwości co do faktu, że znajduję się w świątyni prawosławnej. Jednak i tu odnajduję to samo wrażenie, które odniosłam w pofranciszkańskim kościele – wrażenie idealnego spokoju.
Spacerując po Drohiczynie wchłaniam ciszę niczym najwspanialszy skarb. W dużym mieście jest ona przecież niemalże nieosiągalna, gdzie więc mogę się nią nacieszyć, jeśli nie tutaj, właśnie dziś? Idąc za dźwiękiem ciszy dochodzę do kolejnego rzucającego się w oko budynku. To Muzeum Diecezjalne, kryjące w swoich murach niezwykłe zbiory. Nie spodziewałabym się, że można tu zobaczyć prastare dokumenty z oryginalnymi podpisami polskich królów. W muzeum znajduje się również wiele cennych pamiątek związanych z wizytą Jana Pawła II w Drohiczynie (1999 r.) – fotel, obrazy, okolicznościowe znaczki.
Intuicja wiedzie mnie w jedno jeszcze miejsce. To Zamkowa Góra, z której roztacza się malowniczy widok na szerokie zakole Bugu. Prawdziwy raj dla fotografów przyrody. Rozglądam się wokoło. Trawy delikatnie się kołyszą, pszczoły leniwie przelatują z kwiatka na kwiatek. Czy jest coś, co zdołało mnie w tym mieście zaskoczyć? Biorąc głęboki oddech świeżego, niezmąconego niczym powietrza, ze śmiałością stwierdzam, że tak. Bo w obliczu codziennego, napływającego z każdej strony wielkomiejskiego gwaru, cisza potrafi być zaskakującym odkryciem.