W ubiegły weekend kościół prawosławny obchodził Święto Przemienienia Pańskiego. Na świętą górę przyjechały rzesze pielgrzymów, przybyło też krzyży uroczyście przewiązanych wstążkami. Pamiętam, jak kiedyś odwiedziłam Grabarkę w zwykły, czerwcowy dzień. W cerkwi trwały ciche śpiewy, a prócz sióstr zakonnych nie było prawie nikogo. W połowie sierpnia miejsce to zmienia się nie do poznania.
Poniedziałek, 19 sierpnia, ostatni dzień obchodów Święta Przemienienia Pańskiego. Jadę w kierunku Grabarki. Właściwą drogę wskazuje mi sznur samochodów stojących na poboczu. To dla mnie również znak, że lepiej szukać zawczasu miejsca parkingowego. Nie ma z tym większego problemu – dziś nawet niektórzy tutejsi mieszkańcy udostępniają przybyszom swoje posesje, oczywiście za niewielką opłatą. Staję więc na jednym z prowizorycznych parkingów, by dalej udać się już pieszo. Niezliczona ilość samochodów to jednak nie jedyna podpowiedź wskazująca, że dzisiejszy dzień na Grabarce jest wyjątkowy. Prócz nich przy drodze stoi również mnóstwo stoisk z bogato zdobionymi ikonami, książkami pisanymi w cyrylicy, płytami z muzyką chóralną. Wśród nich wciśnięte są gdzieniegdzie małe budki z regionalnym chlebem, miodem, a nawet z artykułami użytku domowego.
Gdy doszłam na miejsce, właśnie odprawiana była Liturgia Święta przy ołtarzu polowym, poprzedzona procesją z poświęceniem owoców. Niektórzy pielgrzymi wyglądali na bardzo zmęczonych, pewnie spędzili tu wiele godzin na całonocnym czuwaniu. Śpiewy prawosławne mają dla mnie w sobie coś mistycznego. Może to język cerkiewnosłowiański sprawia, że modlitwy wschodnie brzmią tak niezwykle. Wierni stoją ze świecami robiąc co chwila znak krzyża. Nie wiem co się akurat odprawia, więc pozostaje mi obserwacja.
Po Liturgii obchodzę Świętą Górę dookoła. W ziemię wbite jest mnóstwo krzyży, a co roku dochodzą nowe – drewniane i metalowe, duże i małe. Ich ramiona są często ozdobione różańcami lub misternie przewiązanymi jedwabnymi wstążkami. Na wielu z nich wypisana jest modlitwa z prośbą lub dziękczynieniem. Skąd się wzięło tyle krzyży na Grabarce? Ich obecność tutaj wiąże się z legendą. Głosi ona, że w 1710 roku, gdy w okolicy panowała epidemia cholery, pewien mieszkaniec Siemiatycz dostąpił objawienia. Usłyszał, że jedyną drogą wybawienia od tej straszliwej choroby jest pielgrzymka na Grabarkę wraz z krzyżem. Wieść ta została przekazana dalej, a ci, którzy udali się na Świętą Górę u stóp której tryskało źródełko, ocaleli. W dziękczynieniu za łaskę mieszkańcy zostawili tu swoje krzyże i wybudowali sanktuarium. Dziś u podnóża Grabarki stoi studzienka, z której zaczerpnąć można dobroczynnej wody. W Święto Przemieniania ustawiła się tutaj niemała kolejka – każdy chciał zabrać cząstkę tego miejsca do swego domu. Dowodem na silną wiarę w zbawienne działanie wody płynącej u stóp Grabarki jest również inny prawosławny zwyczaj, który miałam okazję zaobserwować – pielgrzymi obmywają się wodą ze źródełka, a chustki, których używają w tym celu, zostawiają na pobliskich gałęziach i krzewach.
Idąc dalej, zauważam prawosławnych mnichów, którzy przybyli tu z wielu zakątków Polski, by zebrać datki na cerkwie, w których służą. O świątynię w Grabarce dbają zaś siostry zakonne, których klasztor pod wezwaniem św. Marii i Marty stoi nieopodal sanktuarium. Powstał on w 1947 roku i od tej pory stanowi nieodłączną część tego miejsca.
Po zakończeniu Liturgii pielgrzymi nie rozchodzą się do swoich domów. Obchodzą jeszcze straganiki, idą do źródełka, spacerują, lub pozostają w kontemplacji. Ja udaję się w stronę małego stoiska, gdzie sklepikarz sprzedaje regionalny miód. A wybór jest niemały – miód spadziowy, akacjowy, wielokwiatowy, rzepakowy – wybieram ten ostatni i zabieram cząstkę tego miejsca do domu.
PS. Zdjęcia zrobione kilka lat później, przy okazji kolejnej wizyty na Grabarce