Kruszyniany
Pamiętam dobrze wczesny poranek (dla mnie to była jeszcze właściwie noc) w jednym z hoteli w Kairze, kiedy obudził mnie śpiew muezina. Niezwykłe uczucie, znaleźć się w samym środku nieznanej mi wcześniej kultury i móc złapać choć cząstkę tego, co dla ludzi tam mieszkających jest chlebem powszednim. Choć kolejność może kuriozalna, meczety w Polsce odwiedziłam dopiero po wielu latach od tamtego dnia. Pierwsza, aczkolwiek banalna różnica którą odczułam, to warunki klimatyczne. Do tej pory widziałam jedynie skąpane w słońcu minarety i nagrzane od upału złote kopuły meczetów. W Kruszynianach przywitał mnie zaś widok maleńkiego, drewnianego budynku z dwiema wieżyczkami, całego w strugach deszczu.
Ciasny przedsionek pełen był butów pozostawionych przez grupkę turystów, którzy będąc już w środku (boso, jak nakazuje zwyczaj) słuchali przewodnika. Po chwili do sali modlitw weszłam i ja. Podłoga wyściełana ozdobnymi dywanami, na drewnianych ścianach kaligrafie z cytatami z Koranu, a pośrodku mihrab, czyli nisza w ścianie, wskazująca kierunek Mekki. Przewodnik siedzący tuż obok, na muzułmańskiej kazalnicy, opowiada nam o historii tego miejsca. Sam będąc muzułmaninem pochodzenia tatarskiego charakteryzuje nam pokrótce na czym polega jego religia i opowiada o mieszkającej tu społeczności, której korzenie sięgają jeszcze czasów króla Jana III Sobieskiego. Tuż za meczetem znajduje się muzułmański cmentarz, a przy głównej drodze knajpka z przysmakami regionalnymi. Ciekawe, czy w miejscowych domach gospodynie także wciąż serwują tatarskie dania.
Bohoniki
Pogoda w końcu troszkę się poprawiła. Do meczetu w Bohonikach prowadziła długa, polna droga. Po wizycie w Kruszynianach wiedziałam już mniej więcej czego mogę się spodziewać. Przeczucia się sprawdziły: przywitał mnie widok skromnego, drewnianego budynku, zupełnie odmiennego od tych, które widziałam w krajach Bliskiego Wschodu. Miałam szczęście, ponieważ gdyby nie malutka grupka turystów, którzy zapewne byli umówieni na zwiedzanie już wcześniej, to pocałowałabym pewnie klamkę. Tym razem przewodnikiem był imam tutejszej grupy wyznaniowej. Imam to z arabskiego „przywódca”. W praktyce jest to osoba, która przewodniczy muzułmańskim modlitwom.
Po wyjściu z meczetu rozglądam się po okolicy. Zwykła, niewielka, polska wieś, zupełnie nie różniąca się od innych wyglądem, a tak różniąca się rodowodem, historią i religią. Na jej krańcu znajduje się muzułmański cmentarz. Muzułmański, choć w cieniu naszych polskich sosen, świerków i topoli.