Jadąc na tydzień w Beskid Niski dokładnie wiedzieliśmy, co chcemy tam robić. Nie zależało nam na zdobywaniu szczytów (to z resztą łagodne pasmo, choć ze stromą Lackową). Chcieliśmy zwyczajnie pochodzić, powędrować, natknąć się na ślady dawnego beskidzkiego życia.
Bo po wojnie Łemkowszczyzna doznała totalnego przeobrażenia. Zniknęli stąd ludzie, którzy żyli tu od zawsze, których przodkowie spoczęli na tutejszych cmentarzach. Zostawili chałupy, poszli jak stali, biorąc ze sobą trochę inwentarza. Wszystko to w wyniku Akcji Wisła, która miała na celu „rozwiązać na dobre problem ukraiński w Polsce” i wysiedlić tych, którzy albo Ukraińcami byli, albo z Ukraińcami (a dokładniej z Ukraińską Powstańczą Armią) rzekomo współpracowali. Ówczesna władza zaproponowała im „powrót do siebie”, na wschód. Alternatywą była przeprowadzka na ziemie zachodnie, które przypadły Polsce po wojnie. Niemal każda rodzina miała znaleźć się w osobnej wsi, żeby czasem nie stworzyć na nowo żadnej łemkowskiej społeczności. Tak właśnie Beskid Niski opustoszał, a potem zasiedlili go zupełnie inni ludzie. Cytując Monikę Sznajderman i jej książkę Pusty Las, nowy świat wyrósł, polski, nie rusiński. A po tamtym świecie tylko te krzyże zostały, drzewa i zarośnięty bruk.
Jednym z najbardziej znamiennych miejsc w kontekście przemiany, jaka dokonała się w Beskidzie Niskim, jest Nieznajowa. To wieś, której zwyczajnie już nie ma. Znajdując się pośród dzikich łąk, lasów i starych krzyży nigdy nie powiedziałbyś, że kiedyś tętniło tu życie. Przed wojną w Nieznajowej mieszkało 220 prawosławnych, 8 katolików i 3 żydów. Była tu cerkiew (która zawaliła się w latach 70., bo nie było komu objąć jej opieką), szkoła, karczma. Domy kryte gontem, z wnętrzami bielonymi wapnem, a na ścianach wisiały ikony. Dziś tego po prostu nie ma.
Aby dotrzeć do Nieznajowej, wybraliśmy szlak z Wołowca. Zatrzymaliśmy się na parkingu nr 2, a stamtąd ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy, w słońcu. Wśród łąk i lasów, cykad i motyli, cudów wianków. Gdzieniegdzie przeszkodę (tudzież atrakcję;)) stanowił strumień, w którym brodziliśmy po łydki. Po przejściu kawałka Magurskiego Parku Narodowego krajobraz się zmienił. Pojawiły się zdziczałe drzewa owocowe, fundamenty domów, stary cmentarz. Przechodząc ostatni raz przez strumień dotarliśmy do pięknej pamiątki dawnego beskidzkiego świata. To symboliczne drzwi od łemkowskiej chaty, metafora tego, co było i nie powróci. Instalacja autorstwa Natalii Hładyk zawiera też kilka zdjęć Nieznajowej sprzed Akcji Wisła oraz najważniejsze informacje o tym miejscu i o Łemkach w ogóle. Stojąc przy tych drzwiach, pośród zdziczałych jabłoni i starych krzyży wiedzieliśmy, że odbyliśmy jedną z najbardziej zapadających w pamięć wędrówek w naszym życiu.
Zaś z informacji praktycznych, nasza trasa (w obie strony) liczyła około 10,5 km. Z Nieznajowej można iść dalej na Radocynę (to kolejna opustoszała wieś Beskidu Niskiego), do Banicy (ale to już dłuuga wycieczka) albo skorzystać z odpoczynku u brzegów rzeki (łączą się w tym miejscu dwa potoki, Zawoja i Wisłoka tworząc niespotykaną w górskich strumieniach głębię).