Łąki rozciągające się wzdłuż rzeki Narwi, piaszczyste ścieżki i rozległe lasy – to moje dziecięce wspomnienie z wakacji spędzanych u rodziny we wsi Chełsty, około 100 km od Warszawy. Teraz mieszkają tam moi dziadkowie, a ja, jadąc do nich w odwiedziny, mam okazję odpocząć na łonie natury i odnaleźć smaki dzieciństwa.
Odkąd pamiętam, Chełsty były moim spełnieniem wyobrażeń o miejscu, gdzie rytm życia mieszkańców wyznaczają pory roku. I tak pewnie kiedyś było. Dni były bardzo długie, mijały niespiesznie godzina za godziną. Z kolei odległości wydawały się być dużo większe niż teraz. Pokonanie trasy: dom mojej rodziny – las na skraju wsi to był całkiem długi spacer. A może wynika to również z faktu, że dzieciom będącym na wakacjach nigdzie się nie spieszy:)
Dziś Chełsty wyglądają trochę inaczej. Odległości jakimś cudem zmniejszyły się, dni tam spędzane już nie mijają tak wolno, a ludzie coraz częściej wracają tam tylko na weekend. I nie ma już piaszczystej drogi – została wyasfaltowana. Wciąż jednak odnajduję to miejsce jako oazę spokoju, do której zawsze chętnie wracam, gdy tylko mam ochotę zdystansować się od wielkomiejskich spraw. Ponadto, na trasie Warszawa-Chełsty jest wiele miejsc wartych odwiedzenia. O nich za chwilę:)
Pułtusk. Miasteczko, przez które przejeżdżałam dziesiątki razy, a którego mimo to wcześniej nie poznałam. Kojarzące mi się głównie z pamiętającym wojnę kinem Narew (choć jego szyld bardziej nasuwa skojarzenia z wzornictwem z czasów PRL-u) i Akademią Humanistyczną im. Aleksandra Gieysztora, wciąż utrzymującą wysoką pozycję w rankingach szkół wyższych. No i oczywiście pułtuski rynek, powszechnie uznawany z najdłuższy w Europie (mierzy około 400 metrów), na którym stoi okazały ratusz z gotycką wieżą. Rynek zamknięty jest z jednej strony murami Bazyliki Zwiastowania NMP, od drugiej zaś kaplicą św. Marii Magdaleny.
Spacerując po nim, nie miałam wrażenia ogromu, może dlatego, że w soboty zastawiony jest on gęsto straganami ze wszystkimi możliwymi artykułami użytku domowego. Oddalając się jednak od centrum weekendowego handlu i zmierzając w kierunku kaplicy, gwar cichnie, a miasteczko nabiera coraz bardziej historycznego wymiaru. Zwłaszcza, że tuż obok stoi okazały zamek w stylu renesansowym. Kiedyś służący biskupom płockim, pilnie strzegł przeprawy przez Narew. Dziś przeznaczony został na Dom Polonii oraz hotel.
Choć dziś niewielki i pewnie nie każdemu znany, przed wiekami Pułtusk odgrywał znaczną rolę na Mazowszu. Był tutaj trzecim, po Warszawie i Płocku, miastem szczycącym się murowanymi fortyfikacjami. Ponadto, słuch o nim doszedł aż do Wielkiej Brytanii, a to za zasługą pewnego wydarzenia, które miało miejsce w XIX wieku. Mieszkańcy Pułtuska byli wtedy świadkami upadku meteorytu, którego fragmenty znajdują się obecnie w British Museum.
Około 3 km od Chełst znajduje się miasteczko Różan. To jedna z najmniejszych miejscowości na Mazowszu posiadająca prawa miejskie. Jednak w porównaniu z sielską, cichą wsią jawi się jako metropolia – ma własny rynek, herb (pojawiający się na pieczęciach miejskich już w XIV wieku), a nawet hejnał, puszczany codziennie o dwunastej. Nic dziwnego, że miasteczko dorobiło się wielu znaków rozpoznawczych, skoro odegrało w historii znaczącą rolę. W czasach średniowiecznych Różan stanowił centrum prężnego handlu, przez które przechodziły ważne trakty komunikacyjne. Znajdował się tu także browar, fabryka miodu, składowana była sól. Niestety, ze względu na swoje położenie, miasteczko często było celem najazdów. Ucierpiało w wojnach szwedzkich, w okresie Powstania Styczniowego, a także podczas II wojny światowej. W 1939 roku walki trwały tu 5 dni i tu też polska obrona na rzece Narwi załamała się. Wydarzeniom tym poświęcona jest książka Juliusza Malczewskiego – „Różan broni się jeszcze”.
Mieszkało tu wielu Żydów. Tuż przed wojną stanowili oni 40% populacji w mieście. Dziś nie zostało po nich zbyt wiele namacalnych śladów (chyba tylko stary kirkut, położony blisko rzeki Narew). Żydowska przeszłość Różana żyje przede wszystkim w pamięci starszego pokolenia i na przedwojennych fotografiach.
Kierując się drogą z Różana na Ostrów Mazowiecką przejeżdżam przez most, z którego roztacza się przepiękny widok na miasto. A ja skręcam w prawo, na drogę prowadzoną do wsi Dzbądz. Czym dalej od pędzących samochodów, tym bardziej sielsko i spokojnie. Wokół tylko pola i łąki, a na rozstajach dróg kaplice i krzyże.
Chcąc zobaczyć widok na zalew w położonej nieopodal wsi Brzóze (są to właściwie dwie wsie: Duża i Mała), napotykam jednak na inną ciekawostkę:)
Uroczą wieś, która nie wie jak się nazywa, zostawiam za sobą, udając się na położone kilka kilometrów dalej leśne uroczysko Święta Rozalia. W oddali od wiejskich zabudowań, w otoczeniu starych, pięćsetletnich dębów, stoi tu mały kościół pw. św. Rozalii. Kult świętej trwa od ponad trzystu lat (pierwsza, drewniana kaplica stanęła tu już na początku XVIII wieku), choć nieznana bliżej jest historia, w jakich okolicznościach Rozalia z Palermo trafiła na to leśne, tajemnicze uroczysko. O obecności świętej świadczył kamień, na którym odcisnęła się jej stopa. Kiedyś stanowił obiekt kultu słynący z licznych uzdrowień, niestety w czasie II wojny światowej zaginął.
Pierwsza, drewniana kaplica przetrwała do 1944 roku. Opiekował się nią wtedy mieszkający nieopodal stary pustelnik. Niestety, kościół stał się celem ataku Armii Czerwonej, która zużywała drewno na podpałkę w kuchni polowej. Świątynia została odbudowana, a dzisiejsza jej forma pochodzi z 1995 roku.
Uroczysko Święta Rozalia znane jest z odpustów odbywających się w dniach 3-4 września. Spokojna, osnuta lekką magią i tajemnicą leśna polana zmienia się wtedy nie do poznania. Uroczystości rozpoczynają się wieczorem nieszporami, następnego dnia trwają zaś nabożeństwa z udziałem biskupa. Tradycja odpustu w kościele pw. Św. Rozalii znana była już w okresie międzywojennym. Wtedy ściągał on jeszcze większe tłumy niż dziś, a uroczystości opatrzone były muzyką, śpiewami i ogólnym ożywieniem w całej okolicy.
Słońce wisi coraz niżej, powoli zmierzam już w stronę Chełst. Po drodze zajeżdżam jeszcze do wsi Bindużka, z której roztacza się piękny widok na Narew. Klucząc cichymi ścieżkami pośród mazowieckich równin wyjeżdżam w końcu na drogę główną, by skręcić z niej w lewo na Chełsty i na nowo zanurzyć się w sielskim krajobrazie, przypominając sobie smaki dzieciństwa