Góry. Wyzwanie. Wolność. Zauroczenie:)
Ostatniego dnia naszego wrześniowego wyjazdu w Tatry byliśmy już zmęczeni. Po kilku intensywnych wejściach brak sił przechylił szalę na swoją stronę, choć wciąż mieliśmy smaka na kolejne szczyty;) Zwłaszcza, gdy wchodząc w Dolinę Kościeliską zobaczyliśmy drogowskaz prowadzący na Ciemniak (należący do masywu Czerwonych Wierchów).
Cztery godziny drogi plus powrót? Hmm, chyba nie damy rady tym razem. Postanowiliśmy dojść do wieńczącej dolinę Hali Ornak i tam zastanowić się, co dalej. Jest kilka opcji. Pierwsza, to ruszyć stamtąd do Doliny Chochołowskiej (przez Iwaniacką Przełęcz) – tylko co z samochodem, pozostawionym na parkingu przy Kościeliskiej? Lepiej zostawić tę opcję na inną okazję i wziąć busik, który kursuje pomiędzy dolinami, a kończy kurs w Zakopanem. Inna opcja to dojście na Siwą Przełęcz przez Ornak. 3h25min? To już chyba lepiej było iść na Ciemniak:) Koniec końców postanowiliśmy zostać w Dolinie Kościeliskiej i lepiej ją poznać:) Na pierwszy rzut oka to łatwy, spacerowy szlak (wózki z dziećmi spokojnie dają radę) ciągnący się wzdłuż potoku. Jednak warto wiedzieć, że Kościeliska ma liczne boczne odgałęzienia i piękne jaskinie! Dotychczas odkryto ich aż 450, a 4 zostały udostępnione dla turystów (Mroźna, Mylna, Raptawicka i Smocza Jama). My zdecydowaliśmy się zobaczyć jaskinię Raptawicką, na którą prowadzi stosunkowo stromy szlak łańcuchowy. A to dopiero! To i w Kościeliskiej można poćwiczyć wspinaczkowe umiejętności:) Jedynym minusem jest fakt, że droga do jaskini (i z jaskini) jest dwukierunkowa, a łańcuch tylko jeden – współpraca między wchodzącymi i schodzącymi musi więc sprawnie przebiegać;) Sama jaskinia jest ciemna i zimna, trzeba mieć czołówkę (to samo tyczy się Mylnej i Smoczej Jamy – tylko Mroźna jest zaopatrzona w sztuczne oświetlenie). Ja nie jestem szczególną fanką tego typu miejsc, a wspięłam się głównie dla treningu z łańcuchem. Niemniej, dla grotołazów Kościeliska jest świetnym miejscem na eksploracje:)
W drodze do Jaskini Raptawickiej
I wewnątrz jaskini;)
Powrót
Tak jak wspomniałam, oprócz jaskini Dolina Kościeliska obfituje także w liczne odgałęzienia prowadzące w mało znane miejsca:) Jednym z nich jest Smreczyński Staw – polodowcowe jezioro morenowe, do którego idzie się jakieś 30 minut od szlaku głównego (znacznie bliżej Hali Ornak aniżeli wejścia w Dolinę). Droga dość kamienista i pod górę, ale warto:) Pewnie, że Smreczyński Staw to ani Morskie Oko, ani nic podobnego, ale ma swój urok – sami zobaczcie!
Na koniec postanowiliśmy zobaczyć Wąwóz Kraków. Prowadzi do niego boczne odgałęzienie od głównego szlaku spacerowego, a dalej można dojść nim do Hali Pisanej. To dawna hala pasterska, na której zaprzestano działalności już w latach 60., stąd obecnie w dużej części porosła lasem. My doszliśmy jedynie do Wąwozu Kraków, który ma około 3 km długości i powszechnie uważa się go za najpiękniejszy skalny wąwóz w Tatrach Zachodnich:) Co ciekawe, tylko jego najniższa część jest udostępniona dla turystów – dalej nie mogą wchodzić nawet taternicy. Skąd nazwa? Podobno ktoś kiedyś zauważył w nim podobieństwo do wąskich uliczek krakowskiego Starego Miasta, a turnie porównał do ratusza, baszty i kościoła:) Jedno jest pewne – ten ktoś miał bogatą wyobraźnię:)
Wąwóz Kraków
Na przestrzeni tygodnia czy dwóch, warunki w Tatrach zmieniły się diametralnie – już po naszym powrocie pogoda zaczęła się stopniowo pogarszać, a z lata zrobiła się po prostu zima. Bez ostrzeżenia, tak po prostu. To właśnie w górach jest fascynujące – ich potęga i nieprzewidywalność, ale dlatego też tak ważne jest, by mieć do nich respekt i nigdy nie dać wmówić sobie, że – czy lato, czy zima – czy doświadczenie, czy jego brak – to wszystko jest dla ludzi. Bo tak nie jest. Zawsze bierzmy pod uwagę nieprzewidywalność warunków i mierzmy siły na zamiary!
I tym postem kończę niestety tegoroczne reportaże z Tatr. Ale nie kończę ich w ogóle – bo często dźwięczą mi w uszach te cztery słowa, którymi rozpoczęłam dzisiejszy tekst:)