Przed wojną tętniły życiem. Sklepy, targi, kawiarenki. I tłum ludzi. Pod okupacją stopniowo popadały w ruinę, opustoszały. Lata 50, ruch odbudowy. Większość miejskich Starówek na terenie nowej Polski rozkwita drugi raz podarowanym życiem. Ale ta nie. Jej ogołocone i poszarpane mury wciąż przypominają o tym, co było. Chodząc po umarłych ulicach kostrzyńskiej Starówki możemy sobie jedynie wyobrazić, jak kiedyś wyglądała.
Lata 40. Kostrzyn bronił się do końca. Ostatnie starcie – z Armią Radziecką. Piękne niegdyś zaułki Starego Miasta przeobraziły się w smutne gruzowisko. Dziś o dawnej zabudowie przypominają jedynie szczątki budynków i tablice – Kirchengasse, Apothekergasse, Pfarrkirche. Teren porośnięty jest krzakami i zaroślami. Brukowe ulice prowadzą donikąd. Pośrodku ruin kościoła farnego stoi krzyż. Jedyne, co po wojnie ocalało niemal w całości, to zamek. Niestety, w latach 60. został wysadzony w powietrze, a życie rozkwitło po drugiej stronie Warty. Taka to smutna historia kostrzyńskiej Starówki.
Do ruin prowadzi zbudowana z czerwonej cegły brama. Okazała, bo i dwuwjazdowa. Nazwano ją berlińską. Istnieje już od XVI wieku, prowadziła do miasta od strony południowego zachodu. Niemalże zaraz za nią jest już granica państwa. Kiedyś przez bramę przejeżdżały nie tylko wozy, ale też tramwaje. Dziś w jej pomieszczeniach mieści się punkt informacji turystycznej.
Kostrzyn sprawia wrażenie miasta smutnego, wyludnionego. Co by było, gdyby kostrzyńska Starówka została odbudowana? Jak potoczyłyby się losy tutejszej społeczności? To miasto nie świeci blichtrem. Nie tworzy wrażenia, jakby nic się nie wydarzyło. Nie upomina się o dawną świetność. Nie udaje, że wszelkie zawieruchy przeszły obok. Może potrzebne są naszej świadomości i takie miejsca?