Późnojesienne popołudnie. Zimno, wilgotno i wieje. Rzekłbyś, barowa pogoda. Lub przynajmniej taka, którą najlepiej przeczekać w domu, z kubkiem ciepłej herbaty w ręku. Czy to może być dobry czas na wycieczkę krajoznawczą? A może właśnie wtedy istnieje największa szansa na autentyczną podróż, bez tłumu turystów za plecami?
Na przekór niesprzyjającej aurze, wyruszyłam. Moim celem był Romanów niedaleko Włodawy, gdzie znajduje się dawny dwór Józefa Ignacego Kraszewskiego, wielkiego polskiego pisarza. Zostawiam zalany deszczem samochód na pustym parkingu. W oddali słyszę intensywne szczekanie psa, po chwili wyłania się jego sylwetka. Stoi na schodach prowadzących do dworku i nie ma zbytnio dobrotliwej miny. No, nie wiem czy wpuści mnie do środka. Rozglądam się wokoło. Nikogo nie ma, tylko ja i zwierzak. Ryzykując, podejmuję stanowczy krok do przodu. Pies okazał się niegroźny. Skulił ogon, zaskomlał i uciekł do spowitego mgłą ogrodu.
Wchodzę do środka. Stara, drewniana podłoga skrzypi pod moimi nogami. Po chwili podchodzi do mnie uśmiechnięta kobieta pełniąca w muzeum dyżur. Wydaje się być lekko zdumiona, zupełnie tak, jakby nikogo się tutaj dziś nie spodziewała. By sięgnąć po bilet wstępu, otwiera małą gablotkę, z której wydobył się intensywny zapach starego papieru. Pełno w niej książek J.I. Kraszewskiego. Kupuję „Noc majową”. Nie znam tej powieści, jednak szaruga jaka panuje za oknem zachęca mnie do jej przeczytania. Po chwili zostaję poprowadzona do pierwszej sali, która wprowadza mnie w dziewiętnastowieczny świat.
Na ścianach wiszą stare fotografie. Zdjęcie, które przykuło moją uwagę, przedstawia klasycystyczny dwór otoczony starymi drzewami. Przy bramie prowadzącej do niego stoi kilka osób. Może czekają na kogoś, a może po prostu korzystają z uroków ogrodu. Wyobraźnia podpowiada mi, że to były sielskie chwile. Dom powstał na początku XIX wieku, jednak ogród go otaczający jest dużo starszy. Tu właśnie wychowywał się pisarz i tu, pod czujnym okiem babki i prababki, zaczął zajmować się literaturą. Początkowo tłumaczył bajki z języka francuskiego, później sam zaczął pisać. W swoich utworach podejmował tematy romantyczne, jednak przekuwał je w formę stricte pozytywistyczną – prozę. Idylliczny Romanów w dużej mierze wpłynął na kształt jego twórczości. Przez całe życie pozostawał dla niego magiczną krainą lat dziecinnych, zupełnie tak jak Czarnolas dla Jana Kochanowskiego, a ziemia z Zaosiem i Nowogródkiem – dla Adama Mickiewicza. W „Pamiętnikach”, J.I. Kraszewski opisuje dwór jako miejsce idealne zarówno do odpoczynku, jak i do pracy. Zachwyca się zbudowaną nieopodal kaplicą, oranżerią czy ogrodem przypominającym gęsto zalesioną puszczę.
Przechodzę do kolejnych pomieszczeń. Fotografie, rękopisy, pierwsze wydania powieści, pamiątki pisarza z lat dziecinnych, a nawet jego biurko – wszystko to sprawia, że w tym miejscu czuć ducha historii. Muzeum zostało otwarte w 1962 roku, w 150 rocznicę urodzin J.I. Kraszewskiego. Wcześniej dwór był odbudowywany ze zniszczeń wojennych. Podczas zwiedzania pani przewodnik towarzyszy mi krok w krok, opowiadając niezwykle ciekawe historie dotyczące Romanowa. Kto wie, czy gdybym odwiedziła to miejsce w środku lata, miałaby dla mnie tyle czasu?
Ściemnia się, czas wracać do domu. Zostawiam za sobą nostalgiczny dworek zalany deszczem, szczekanie psa odbijające się echem po lesie i ogołocony z liści ogród. Może wrócę tu kiedyś na wiosnę, zobaczyć jak pięknie zakwita.