Nie wiem czy w dzieciństwie bawiliście się zwierzakami na kółkach, czy może zaczytywaliście się płomiennie w „Promyku”. A może oglądaliście bajki z rzutnika Ania lub szaleliście wesołym bączkiem.
Wiem jedno.
To się już nie wróci. Se ne vrati, jak by powiedzieli nasi sąsiedzi z południa, choć profesor Miodek twierdzi, że wcale tak nie mówią. Ale do brzegu. Zabawki, o których mowa, to już pieśń przeszłości. Może jeszcze u kogoś na strychu uchował się świąteczny numer Dziatwy, ale większość pewnie zakończyła swój żywot jako podkład pod przesadzanie paprotek, difenbachii i obieranie ziemniaków. A rzutnik Ania, komputer Amiga albo kasety magnetofonowe na Commodore? To już tylko w muzeum techniki. Lub zabawek, jak w Krynicy Zdroju.
Poszliśmy tam przy okazji brzydkiej pogody, ale w ładną też warto. Choćby po to, żeby pokazać naszym dzieciom, że kiedyś nie było smartfonów, gotowców, instrukcji na wszystko od A do Z, a minimalizm zabawkowy w stylu Montessori był wymuszonym przez realia porządkiem dziennym;) Krynickie Muzeum Zabawek (jest też drugi oddział w Kudowie Zdroju) to świetna podróż w czasie też dla nas. Możemy tu zobaczyć, czym się bawili nasi rodzice (choć kapsli chyba nie ma), dziadkowie i pradziadkowie. Muzeum prowadzone jest przez małżeństwo, które pasjonuje się świat zabawek. Znajduje się tu także sklepik, dzięki któremu możemy zrobić vintage`owy (no i znów modne słówko niepolskie). kącik również w pokoju naszych maluchów.:) Polecam zajrzeć!