Boże Narodzenie nie było w tym roku białe – marzenia o narciarskim szaleństwie stanęły pod znakiem zapytania. To jednak nie powód, by zrezygnować z zaplanowanej już wcześniej podróży w Sudety. Zakwaterowana w Dusznikach-Zdroju, już pierwszego dnia ruszyłam odkrywać magię Dolnego Śląska. I nie musiałam jej długo szukać:)
Ostatni dzień 2013 roku. Pusta droga i ostry zakręt w lewo. Do Wambierzyc pozostało mi około 8 kilometrów. Zjeżdżam na wąską, wijącą się pośród wysokich drzew drogę. Mijam oszronione pola i łąki, pośród których błyszczą gdzieniegdzie zmarznięte owoce dzikiej róży. Więc to tutaj ukryła się zima, tak szukana w całej Polsce! Jednak pojawiła się tylko na chwilę. Po przejechaniu kilku kilometrów zniknęła, na nowo odsłaniając czerń ziemi.
Wjeżdżam do Wambierzyc, małej i cichej miejscowości. Spodziewam się tu zobaczyć wybudowany z rozmachem, barokowy kościół Najświętszej Maryi Panny. Prowadzą do niego niemalże tak ogromne schody jak te na rzymskim Piazza di Spagna. Tyle, że tamte oblegane są przez turystów, zakochane pary i pogrążonych w lekturze studentów:) Zaś tu, w Wambierzycach, na schodach nie ma nikogo i pada deszcz. W oddali słyszę kolędę. Idąc za jej dźwiękami, wspinam się, stopień po stopniu, aż do samych wrót świątyni. Choć wielkością i architekturą dorównuje największym polskim sanktuariom, dziś, w Sylwestra, jest zupełnie pusta i cicha.
Jak to się stało, że w niedużej wsi zbudowano tak pokaźną bazylikę? W XII wieku na miejscu dzisiejszej świątyni stała figura Matki Bożej, pod którą, według miejscowych przekazów, ociemniały Jan z Raszewa odzyskał wzrok. Wkrótce zbudowano na jej miejscu pierwszy, drewniany kościół. Dzisiejszy, barokowy kształt świątyni zawdzięczamy hrabiemu Antoniemu Von Götzen, który w 1723 roku wzniósł tu murowany kościół. Wchodzę do środka. W ozdobionym licznymi malowidłami i rzeźbami wnętrzu rozbrzmiewa kolęda a na bożonarodzeniowych choinkach mienią się lampki. Ciekawe, czy prócz mnie ktoś tu dziś jeszcze zawita.
Po wyjściu ze świątyni zauważam zamgloną kaplicę, stojącą w oddali na wzgórzu. Zaciekawiona, postanawiam zobaczyć ją z bliska. Nie spodziewałam się, że to część rozległej kalwarii, która nadaje Wambierzycom wyjątkowy, magiczny klimat. Nie bez powodu Wambierzyce zwane są śląskim Jeruzalem. Otaczające kalwarię wzgórza noszą nazwy Syjon, Horeb i Tabor, a przecina je potok zwany Cedronem. Kaplice, zbudowane pomiędzy XVII a XIX w. przedstawiają historię życia Chrystusa. „Rozrzucone” po wzgórzu, tworzą tajemniczy labirynt, pośród którego kroczę odkrywając kolejne biblijne sceny. Kaplicom towarzyszy kalwaryjska droga krzyżowa. Gdy dochodzę na sam szczyt wzgórza, z gęstych chmur wyłaniają się nieśmiało promienie zimowego słońca. Jeszcze tylko chwilę będzie oświetlało Chrystusową kalwarię, a potem schowa się za horyzontem, by pojawić się na nowo już w kolejnym, 2014 roku:)