Wczoraj zakończył się XI Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Na czas jego trwania ulica Próżna ożyła, a Teatr Żydowski rozbrzmiał klezmerską muzyką. Warto było tu być.
Zaległa cisza i ciemność. Punktowe, teatralne światło oświetla jedynie stojącego na scenie skrzypka. Czardasz zaraz się zacznie. Nostalgiczne dźwięki po chwili przyspieszą, eksponując wprawę i kunszt artysty. Jednak większość utworów jest wokalna. Czasem słychać w nich ogromny smutek i tęsknotę, innym razem niebotyczną radość – taką, jaką może dać jedynie wolność. Po półtorej godziny koncert dobiega końca, a ja czuję niedosyt. Z Teatru Żydowskiego wracam przez tłumną ulicę Próżną, by jeszcze przez chwilę pozostać w atmosferze festiwalu. Koncert, w którym przed chwilą uczestniczyłam, nosił nazwę „Wytwórnia Semer. Reaktywacja. Berlin 1932-38” i prezentował niezwykle ciekawy projekt muzyczny Alana Berna. Pierwowzór zagranych utworów został zarejestrowany osiemdziesiąt lat temu we wspomnianej Wytwórni Semer, znajdującej się niegdyś w Berlinie. To właśnie tu, pomimo hitlerowskich opresji, powstały prawdziwe perły muzyki żydowskiej. Na scenie Teatru Żydowskiego rozbrzmiały różne języki – niemiecki, rosyjski, hebrajski, jidysz. Poważne utwory traktujące o sprawach wojen, Palestyny i Ameryki mieszały się z bijącymi radością piosenkami klezmerskimi.
Koncert grupy Alana Berna stanowił jeden z punktów programu Festiwalu Kultury Żydowskiej, odbywającego się co roku na ulicy Próżnej i na Placu Grzybowskim. Właśnie wczoraj zakończyła się jego XI edycja. Patronem festiwalu jest Icchok Baszewis Singer, żydowski pisarz, który tworzył głównie w języku jidysz. Jak czytamy we wstępie tegorocznego programu, nikt tak jak on nie opisał zaułków Muranowa, Grzybowa i Starego Miasta, tamtejszych bożnic, sklepów i domów nauki, chasydów i litwaków, uczonych i kupców, bogaczy, biedaków i złodziei. Jeśli warszawscy Żydzi mieli swojego barda, który ich unieśmiertelnił i rozsławił na całym świecie, był nim właśnie autor „Rodziny Muszkatów”, „Spinozy z ulicy Rynkowej” i „Urzędu mojego ojca”. Jeżeli Icchok Baszewis Singer otrzymał literacką nagrodę Nobla, dostał ją dzięki Warszawie.
Warszawa Singera 2014 to nie tylko koncerty, lecz również projekcje filmów, spotkania z twórcami, warsztaty, wystawy, pikniki. Jednym z pierwszych tegorocznych wydarzeń festiwalu był wernisaż „Empty Void – fotografie z ulicy Próżnej” autorstwa Diti Ravner. Ulica Próżna zmieniła się w ciągu ostatnich lat jak żadna inna. Jeszcze niedawno królowała tu atmosfera pustki, nostalgii, rozpaczy. Jeszcze niedawno czuć było tu zapach wojny, o której przypominały rozbite okna i zniszczone balkony. Tak o ulicy Próżnej pisze sama autorka zdjęć: Budynki ocalałe z terroru dawnego getta były świadkami wojennego terroru. Miałam wrażenie, że niemal błagały o upamiętnienie – być może właśnie ono było powodem, dla którego przetrwały. Między mną a budynkami wywiązała się rozmowa: one opowiadały mi swoją historię (…).
Dziś Ulica Próżna jest w trakcie remontu, a w kamienicach powstają restauracje i kawiarnie oddające ducha żydowskiej kultury. Podczas festiwalu było tu szczególnie gwarno – w ubiegłą sobotę otwarto tu wystawę sztuki użytkowej i rzemiosła artystycznego – Manufaktury Warszawskie. Była to również okazja do spróbowania specjalności żydowskich – m.in. pasty hummus – w wersji klasycznej, z oliwą i z suszonymi pomidorami. Starsza pani stojąca przede mną w kolejce wzięła wszystkie trzy rodzaje, po czym zniknęła w bramie jednej z kamienic. Postanowiłam pójść za nią, dzięki czemu trafiłam na wystawę ręcznie malowanych obrazków. Kolorowe dzieła sztuki zawieszone były na ścianach, z których płatami można by zdzierać tynk. Pachniało wilgocią, starością, historią. I pustką, o której pisała Diti Ravner. Tu jeszcze zachował się dawny klimat ulicy Próżnej. Warto go dotknąć, nim zniknie na zawsze.