Szarość. Od popielatej, po wyrazistą jak pokruszony węgiel. Za każdym razem przybiera inny kształt. Czasem układa się w spokojny obraz codzienności, kiedy indziej szkicuje zmęczenie ludzkich spojrzeń. Szukamy w niej wspomnień, sensu, historii. Czarno-biała fotografia PRL-u. Najciekawsze ujęcia.
Refleksja o fotografii czasów Polski Ludowej zrodziła się w mojej głowie po przeczytaniu (i obejrzeniu!) arcyciekawej książki Łukasza Modelskiego „Fotobiografia PRL”. Jest to sześć rozmów z reporterami fotografującymi w tamtych latach. Opowieści opatrzone są zdjęciami przedstawiającymi wszystko to, czym żył PRL. Wszystko, lub prawie wszystko, bo jak wiemy, w wielu przypadkach to cenzura kształtowała rzeczywistość sprzedawaną do gazet czy telewizji. Byli tacy, którzy nawet nie próbowali robić zdjęć z góry skazanych na cenzurę. Inni robili i chowali je do szuflady. Do tej pory tam leżą. Byli i tacy, którym zlecano fotografowanie politycznego i towarzyskiego życia PRL-owskiej rzeczywistości. Inni z kolei oddawali się czystej sztuce, uwieczniając kolekcje mody czy dzikie krajobrazy Warmii i Mazur. A ja, sięgając po książkę Ł. Modelskiego szukałam tego, czego najbardziej wymagam od fotografii. Autentyczności.
Czasy PRL-u były dla mnie okresem, o którym zawsze chciałam wiele się dowiedzieć. Pewnie dlatego, że bliscy mi ludzie (rodzice czy dziadkowie) byli zanurzeni w tamtejszej rzeczywistości przez wiele długich lat. Dorastali, zakochiwali się, pracowali. Chcąc nie chcąc, ten fakt zbliża mnie emocjonalnie do tego okresu i sprawia, że, szukam obrazów z nim związanych. I to wcale nie tych doniosłych i pompatycznych. Zdjęcia przedstawiające przełomowe wydarzenia i tak są obecne na każdym kroku. To się fotografuje. Każdy z nas widział zapewne dziesiątki fotografii z marca 68`, czerwca 76` czy sierpnia 80`. Bez wątpienia cenna pamiątka historyczna. Ale obok tych wydarzeń toczyło się przecież zwykłe, codzienne życie. I to właśnie ono przyciąga mnie najbardziej. Poprzez swoją autentyczność i niepowtarzalność sprawia, że mogę wpatrywać się w nie godzinami.
Na jednym ze zdjęć dostrzegam zwrotniczego, który ze spokojem obserwuje warszawskie tramwaje sunące po torach (fot. J. Morek). Kilkadziesiąt stron dalej widzę już Sandomierz z lat 50. i maleńką budkę z lodami, do której nieśmiało podchodzi blondwłosy chłopiec (fot. R. Broniarek). Jeszcze gdzie indziej mężczyzna w średnim wieku wchodzi do zakładu fryzjerskiego, a obok wyleguje się w słońcu pies (fot. B. Łopieński). Jest też polska wieś i międlenie lnu, któremu z zaciekawieniem przygląda się mała dziewczynka (fot. B. Łopieński). Te jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne momenty uchwycone na fotografiach sprawiają, że historie ludzi i ich codzienność wyrażona w spojrzeniu czy geście stają się nam bliższe, bardziej osiągalne. Mimo, że nie spotkamy ich już nigdzie indziej, niż na tym niewielkim skrawku czarno-białego papieru.
Jan Morek, jeden z reporterów przedstawionych w książce Ł. Modelskiego, napisał: Gdybym tak mógł cofnąć się w czasie! Teraz pokraczny niby-samochód SAM, wykonany ze starego motocykla i pralki Frania, to niesamowita egzotyka, nawet desa to ode mnie kupiła. Wtedy pomijało się takie widoki, a w ciągu dnia mógłbym worek takich zdjęć zrobić. Idąc za tą myślą wiem, że kiedyś cenniejsze będzie dla mnie zdjęcie przedstawiające urywek zwykłej codzienności, aniżeli fotografie najsłynniejszych zabytków świata. Ich architektura nie jest tak ulotna jak ludzkie spojrzenie, uśmiech i emocje. Ani tak piękna.